Resort finansów prognozował, że wzrost PKB w tym roku utrzyma się na dość optymistycznym poziomie 2,2 procent. Niestety, minister Jacek Rostowski przyznał ostatnio, że nie uda się zachować takiego tempa i zwolnimy do 1,5 proc - przypomina portal Money.pl.
Minister pociesza Polaków, przekonując, że utrzyma dług publiczny w ryzach i nie dojdzie do przekroczenia ostrożnościowego progu 55 procent. Ministerstwo obiecuje też deficyt sektora finansów publicznych na poziomie 3,5 proc., by w przyszłym roku Unia zdjęła z nas procedurę nadmiernego deficytu.
To jednak marne pocieszenie dla przeciętnego Polaka, który spojrzawszy na wykres PKB wyraźnie widzi, że znów zmierzamy do poziomy z roku 2009. Wtedy to - choć udało się nam uniknąć recesji - kryzys dał się nam we znaki najbardziej.
Dynamika polskiego PKB |
W 2009 roku z dołka wyciągnęła nas sprzedaż detaliczna. Polacy ruszyli do sklepów i uratowali koniunkturę. Także w tym roku przedsiębiorcy i ekonomiści wyczekują szturmu na sklepy. Choć wszyscy wypatrują go już od dłuższego czasu, to żadna fala konsumpcyjnego poruszenia nie nadchodzi.
Co więcej, jeśli spojrzeć na zestawienie miesięczne wskaźnika sprzedaży detalicznej w kraju, to widać, że w ostatnich miesiącach panuje odwrotna tendencja niż w 2009. Wtedy wyniki były niemal z miesiąca na miesiąc coraz bardziej optymistyczne. W tym roku coraz bardziej rozczarowują.
Dynamika sprzedaży detalicznej |
|||
---|---|---|---|
Miesiąc |
Wzrost |
Miesiąc |
Wzrost |
styczeń 12 |
14,3% |
styczeń 09 |
1,3% |
luty 12 |
13,7% |
luty 09 |
-1,6% |
marzec 12 |
10,7% |
marzec 09 |
-0,8% |
kwiecień 12 |
5,5% |
kwiecień 09 |
1,0% |
maj 12 |
7,7% |
maj 09 |
1,1% |
czerwiec 12 |
6,4% |
czerwiec 09 |
2,1% |
lipiec 12 |
6,9% |
lipiec 09 |
5,7% |
sierpień 12 |
5,8% |
sierpień 09 |
5,2% |
wrzesień 12 |
3,1% |
wrzesień 09 |
2,5% |
październik 12 |
3,3% |
październik 09 |
2,1% |
listopad 12 |
2,4% |
listopad 09 |
6,3% |
grudzień 12 |
-2,5% |
grudzień 09 |
7,2% |
styczeń 13 |
3,1% |
styczeń 10 |
2,5% |
luty 13 |
-0,8% |
luty 10 |
0,1% |
marzec 13 |
0,1% |
marzec 10 |
8,7% |
Źródło: GUS
Dlaczego Polacy nie ruszyli tłumnie do sklepów? Profesor Marian Noga, ekonomista i były członek Rady Polityki Pieniężnej podejrzewa, że przytłoczyła nas inflacja, która przez wiele miesięcy zżerała nam podwyżki. Poczuliśmy to w końcu w portfelach.
- Choć wzrost cen już się ustabilizował, to w połączeniu z coraz mniejszym wzrostem wynagrodzeń, zrobił swoje - mówi ekonomista. - Polacy w końcu poczuli kryzys na własnej skórze. Tym bardziej, że co rusz dochodzą ich informacje o kiepskiej sytuacji tego czy innego kraju, a także pesymistyczne prognozy co do przyszłości Polski. Tyle się mówiło o kolejnej fali kryzysu, że w końcu wszyscy w nią uwierzyli.
Według profesora Nogi, jest jeszcze szansa, byśmy wyszli ze stagnacji w drugiej połowie roku. Nie jest to jednak wizja tak realna jak jeszcze w styczniu, gdy wydawało się, że w końcu polscy konsumenci poratują koniunkturę.- Sygnały nie są zatrważające, są złe, ale kto wie. Z wyrokowaniem trzeba jeszcze trochę zaczekać - wyjaśnia.
Innego zdania jest prof. Dariusz Filar. On nie spodziewa się, byśmy w tym roku weszli na ścieżkę żywszego wzrostu. Przekonanie to wiąże z tendencją, która uformowała się w 2003 roku, jeszcze przed wejściem Polski do Unii.
- Od tego roku krzywa wzrostu gospodarczego w naszym kraju związała się z unijną - wyjaśnia ekonomista. - Dynamika naszego PKB jest, oczywiście, trochę wyższa, ale zmienia się proporcjonalnie do trendów w reszcie Europy. Wniosek jest następujący: W 2009 roku państwa Zachodu miały pieniądze na pakiety stymulacyjne, które napędziły koniunkturę u nich i tym samym u nas. Dziś już takich pieniędzy nie ma, więc nie odbijemy od dna.
Oznacza to, że najprawdopodobniej czekają nas dwa lub trzy lata powolnego wzrostu na poziomie jednego, dwóch procent. W 2013 roku gospodarki europejskie będą się kurczyć, co będzie negatywnie wpływało także na nasz wzrost.
Dariusz Filar ze smutkiem zauważa, że nie ma w kraju bodźców, które mogłyby pobudzić gospodarkę - które mogłyby tchnąć trochę inwestycyjnej odwagi w naszych przedsiębiorców. A skoro nie ma nadziei w granicach, trzeba by szukać jej poza nimi. Pierwszym i najważniejszym partnerem handlowym Polski są Niemcy. Trafia tam ponad 25 procent naszego eksportu.
Gdyby ten największy z zagranicznych rynków zbytu nieco się ożywił, to nasi biznesmeni mogliby zwiększyć produkcję w nadziei na popyt wewnętrzny w Niemczech. Niestety, także tam sytuacja nie przedstawia się najlepiej. PKB za IV kwartał 2012 roku wyniosło 0,1 proc., a PMI dalej utrzymuje się na poziomie 48 punktów.
- Niemcy mają bardzo elastyczny rynek pracy, wysoką innowacyjność i gospodarkę opartą na eksporcie. I tutaj jest teraz problem. Ogromnym odbiorcom ich eksportu są Chiny, a te także odnotowują spowolnienie - tłumaczy prof. Filar.
Niemcy prawie w ogóle się nie rozwijają, ale nie mają powodów, by narzekać. Bezrobocie wynosi u nich nieco ponad 5 procent. Oznacza to, że w zasadzie nie pracują już tylko ci, którzy nie chcą. Zupełnie inaczej sytuacja wygląda w naszym kraju. Na razie - według ekonomistów - polskie bezrobocie będzie się utrzymywać na stałym poziomie. Wczoraj GUS poinformował, że wyniosło ono w marcu 14,3 proc. w poownaniu do 14,4 proc. w lutym. Znaczyłoby to, że jego wzrost się zatrzymał.
Nie ma co jednak liczyć na spadek tego wskaźnika. - Przedsiębiorcy starają się w czasach spowolnienia utrzymywać załogi. Przekonali się, że nie łatwo jest potem je odbudować. Dlatego nie jest tak źle jak w 2009 roku - mówi prof, Dariusz Filar. - Ale nie spoedziwałbym się, że niedługo zaczną zatrudniać.
Maciej Czujko, Money.pl