Niedawno z mostu Zwierzynieckiego na dach statku skoczył młody mężczyzna. Doznał obrażeń ciała i potrzebna była pomoc lekarska. Wezwano również straż pożarną, która przetransportowała rannego w kołnierzu ortopedycznym do karetki. Skoczek był pod wpływem alkoholu. Odległość, jaka dzieli most od przepływającego pod nim statku dzieli zaledwie 3-4 metry.
- Słyszałam, że do skoku zachęcali go podchmieleni imprezowicze. Podobno na pokładzie bawiła się jego dziewczyna. Chłopak wylądował na dachu nie nogami, ale całym ciałem. Tak jakby chciał skoczyć na główkę – opowiada jedna z kobiet, która pracuje obok przystani Zwierzynieckiej.
Widział tonącego, którego nie było
To nie jedyny przypadek bezmyślności młodych ludzi. W 1999 roku na przepływający statek w okolicach Ostrowa Tumskiego skoczył pijany student. Poszło o zakład z kolegami. Żakowi nic się nie stało, ale musiał tłumaczyć się policji.
Wiele lat temu z kładki Zwierzynieckiej na przepływający statek również skoczył mężczyzna. Odległość kładki od lustra wody wynosi kilkanaście metrów. Mężczyzna przeżył skok, ale został ranny.
Sporo kłopotów załodze przysparzają sami pasażerowie.
- Pamiętam starszego mężczyznę, który podczas rejsu skoczył do wody. Kiedy go wyłowiliśmy twierdził, że widział tonącą osobę. Na drugi dzień na miejsce wezwano płetwonurków, którzy przeczesali dno, ale nikogo nie odnaleźli. Mężczyzna był pod wpływem alkoholu – mówi Rafał Hordejuk, jeden z wrocławskich armatorów, który pływa od 2000 roku.
Do trzech razy sztuka
Załoga liczy ok. 5-6 osób. W jej skład wchodzi kapitan, bosman i obsługa. Przeciętnie duże statki zabierają do 100 osób. Modne stały się rejsy podczas, których urządza się bankiety firmowe, urodziny, czy wesela.
Jednak załogi najbardziej obawiają się imprez studenckich.
- Niebezpiecznie jest płynąć pod mostem Pokoju, bo odległość między statkiem, a mostem wynosi zaledwie kilkadziesiąt centymetrów. Ostrzegamy ludzi, aby nie stawali na ławkach, ale studenci często robią na odwrót – opowiada Stanisław Szybiak, kapitan Goplany.
Jeśli podczas rejsu imprezowicze robią awantury i sytuacja wymyka się spod kontroli bosman upomina ich.
- Przeważnie 2-3 razy. Jeśli to nie pomaga zatrzymujemy statek najbliższej przystani i wzywamy policję. Miałem już kilka takich sytuacji, choć należą one do rzadkości – dodaje Paweł Ziółkowski, bosman z Goplany.