Minęły ponad dwa tygodnie odkąd nieznani zwyrodnialcy podpalili zamkniętego w kojcu Kubę. Ledwo żywego psa, w amoku powodowanym bólem, biegającego w kółko znaleźli obrońcy praw zwierząt. Zaopiekowała się nim Fundacja Mrunio. - Zrobimy wszystko, aby umożliwić leczenie psa wszelkimi dostępnymi środkami, ale to ciężki przypadek – mówi Elżbieta Śmigielski z fundacji.
Wczoraj pies trafił do kliniki weterynaryjnej we Wrocławiu i został poddany specjalistycznej kuracji. Okazało się, że ran jest dużo
więcej, bo wiele z nich (wielkości pięści) było schowanych pod sierścią psa i nie były od razu widoczne. Wciąż nie wiadomo, jakie Kuba ma szanse na przeżycie. Wszystko zależy od postępów leczenia. - Bylibyśmy wdzięczni za pomoc finansową, bo kuracja przy tak rozległych poparzeniach jest bardzo kosztowna – mówi pani Ela.
Zdjęcie wykonano wczoraj, po podaniu środków znieczulających, przed przewiezieniem Kuby do kliniki.
O próbie spalenia psa Kuby żywcem już pisaliśmy: